Zaznacz stronę

Czekałem na ten start długo… Była to dla mnie główna impreza tego roku.

Czy warto było ? Zdecydowanie TAK. Kto jeszcze nie był, niech nie zastanawia się ani dnia dłużej. Ja już jestem pewien, że w 2018 w Szklarskiej Porębie, mnie na pewno nie zabraknie 🙂 Dlaczego? O tym poniżej …

Przyjechaliśmy w piątek po południu… Szybki obiad i wraz z Kasią i Adamem pojechaliśmy zapoznać się z trasą… Od razu wiedziałem, że to jest to, na co czekałem. Mega odskocznia od wyścigów MTB po Mazowszu ze średnia 30km/h …

Dzień startowy i oczywiście stres… Czy dam radę, jak będzie się zachowywał sprzęt, jak z formą… Choć tutaj akurat wiedziałem, że jest dobrze, nie sądziłem jednak, że aż tak 🙂

Dwa pierwsze etapy, ścigamy się na trasach Gór Izerskich… Pierwszy etap to trochę niewiadoma, swoje możliwości znam, ale jak z konkurencją? Ruszamy, na początek 27 km i ponad 700 metrów przewyższeń…

Niestety przyjeżdżam zbyt późno i startuję z końca stawki, więc trzeba było pojechać troszkę mocniej, aby przebić się do przodu. Czołówka nie czekała i od samego początku ruszyła bardzo mocno, jak dla mnie za mocno, ale jedzie się fajnie i szybko udaje się dojechać do drugiej grupki… Pogoda w kratkę, na trasie momentami sporo błota. Noga jest, więc częściej mijam, niż jestem mijany 🙂 Trasa w porównaniu do roku ubiegłego troszkę zmieniona i wydaje się jakby łatwiejsza… Nie zmienia to faktu, że łatwo nie jest… Pod koniec etapu w końcu zaczyna padać, co było do przewidzenia… Szkoda, że akurat na zjeździe, bo zaczyna się robić niebezpiecznie ślisko i trzeba troszkę zwolnić… Ostatni podjazd i meta… Dojeżdżam na 30 miejscu open i 3 w kategorii wiekowej, więc otwiera się realna szansa, na walkę o pudło… Wóz techniczny czeka na mecie, więc jadę szybko ogarnąć rower i siebie, potem obiadek, cały czas czekając na wyniki Par Mix, czyli Adama i Kasi, którzy ostatecznie kończą na 2 miejscu….

2 etap bardzo podobny do pierwszego, ale w nocy i jeszcze nad ranem dość mocno padało, więc dziś będzie taplanie w błotku… Do tego 29 km i ponad 900 m przewyższeń. Tradycyjnie nie mogę się wstrzelić z odpowiednią godziną przyjazdu na start i staję pod koniec stawki. Tak jak wczoraj jednak dość szybko przebijam się do czołówki… Rok temu 2 etap był moim najgorszym, więc tym razem jechałem z lekkim zapasem, nie szarżowałem… Trasa zbliżona do tej z pierwszego etapu, ale tym razem bardzo dużo błota… Jadę w miarę równym rytmem, ale czuję, że jest słabiej niż wczoraj. Czuję się dobrze, mimo słabo przespanej nocy, noga też ok, ale jakby czegoś brakowało… Końcówkę pamiętam doskonale, 3 kilometrowy podjazd do mety, na którą przyjeżdżam pierwszy z kilkuosobowej grupki, z którą jechałem do ostatniego kilometra podjazdu… Kończę tak samo jak rok temu 35 open. W kategorii 5 i w generalce kategorii spadam na 4 miejsce… Walczymy dalej… Kasia z Adamem przyjeżdżają, jako 1, odrabiają straty i wychodzą na prowadzenie w generalce.

Etap 3. Wjeżdżamy w Karkonosze, tereny, które pokochałem podczas ubiegłorocznej edycji Bike Adventure. Tym razem udało mi się całkiem dobrze ustawić w sektorze, jednak nie zrobiłem rozgrzewki i z lekkimi obawami czekam na start, który tym razem od razu prowadzi pod górę… Pogoda super, nic tylko się ścigać…. Początek ciężki, tak jak myślałem, na szczęście pierwszy zjazd daje mi odpocząć na tyle, żeby się rozkręcić i spokojnie jechać do mety. Tym razem w porównaniu do pierwszych dwóch etapów, nie ma długich szutrowych zjazdów, a mocno techniczne, między wszędobylskimi kamieniami. Ubiegłoroczna nauka nie poszła w las i właściwie wszystko, pod warunkiem, ze nikt nie przeszkadza, bez problemu zjeżdżam… Podjazdy również nie stanowią większych problemów i choć nogi już czują trudy wyścigu jedzie mi się bardzo dobrze… Niestety kilka głupich, drobnych błędów i kilku zawodników wskakuje przede mnie, do mety dojeżdżam 28 open i 4 w kategorii. Strata do pudła przed ostatnim etapem, to lekko ponad 2 minuty… Za to Kasia z Adamem idą jak burza i umacniają się na pierwszym miejscu w klasyfikacji generalnej Par mieszanych.

Ostatni dzień, dobre ustawienie i plan – Daniel Oszczęda, nie może mi odjechać na początku… Jeśli się uda, to zaatakować tuż po bufecie na ok 13 km, podczas długiego, po nad 6 kilometrowego podjazdu… Niezły start i cały czas Daniela mam w zasięgu wzroku, jednak widzę, że nie tylko ja mam taki plan, bo zawodnik z drugiego miejsca Piotr Grzegorczyk, również go pilnuje, choć jego pozycja jest raczej niezagrożona. Pierwsze dwa podjazdy, jak to na tego typu wyścigach bywa, podzieliła mocno grupę. Na trzecim postanawiam, że skoro noga daje radę, to atakuję… Trochę odjeżdżam, jednak Daniel z pomocą kolegi z teamu HBA, do mnie dopadają… Znów jedziemy razem… W pewnym momencie, na zjeździe, zostaję przyblokowany przez jednego z zawodników i zamiast zjeżdżać, jestem zmuszony przez dłuższą chwilę schodzić… Daniel i Piotr uciekają, ale cały czas mam ich w zasięgu wzroku… Jadąc sam zbliżam się do Bufetu… Zaczyna się podjazd blisko 6 km ze średnim nachyleniem 7%. Jadę równo i powoli zbliżam się do „uciekinierów”. W połowie podjazdu do nich dojeżdżam i dalszą wspinaczkę kontynuujemy już razem… Niestety na kolejnym zjeździe, ucieka mi Daniel, który zjeżdża, jako pierwszy, Piotr jadący drugi, w pewnym momencie schodzi z roweru i znów zostaję zablokowany… Trudno, najwyraźniej pudło nie jest mi pisane… Nie składam jednak broni i walczę dalej… Do mety jadę już właściwie sam, na dodatek podczas kolejnego zjazdu, kij trafia, jak się później okazuje, tak niefortunnie w linkę od tylnej przerzutki, że luzuje mi linkę i końcowe podjazdy wjeżdżam na twardo. Oczywiście odbija się to też na pozycji, bo kilku zawodników mnie wyprzedza… Na metę wjeżdżam 29 open i 5 w kategorii…

Klasyfikację generalną kończę na 28 miejscu open i 4 w kategorii wiekowej, co biorąc pod uwagę ilość startujących jest bardzo dobrym wynikem… Na dekoracji nie będę sam, bo Kasia z Adamem przyjeżdżają dziś znów na 1 miejscu, deklasując swoich rywali i zdecydowanie wygrywają klasyfikację generalną.

Kilka statystyk:

Ponad 122 km, 3220 m przewyższeń w czasie 

Etap 1

26,1 km / 722 m – czas 1:17:30

30 open na 216 zaw. / 3 kat. na 47 zaw.

Etap 2

30 km / 909 m – czas 1:45:27

35 open na 211 zaw. / 5 kat. na 46 zaw.

Etap 3

27,3 km / 834 m – czas 1:37:25

28 open na 208 zaw. / 4 kat. na 45 zaw.

Etap 4

28,1 km / 757 m – czas 1:31:41

29 open na 202 zaw. / 5 kat na 44 zaw.

Jechałem z nastawieniem na walkę, ale zdawałem sobie sprawę z tego, że góralem nie jestem i że fajnie będzie powalczyć o pierwszą dziesiątkę w kategorii. Tym bardziej, że przez blisko 2 tygodnie miałem lekki problem z prawą stopą, która, żeby było śmiesznie, podczas etapówki przestała boleć 🙂

Byłem odpowiednio przygotowany i to wiedziałem już tydzień wcześniej, podczas startu w Drohiczynie w ramach Maratonów Kresowych. Była moc i za to Adam wielkie, wielkie dzięki. Super, że stopowałeś mnie przed kolejnymi bezsensownymi startami, które co i rusz wymyślałem. Odpowiednie przygotowanie, więc były tego efekty. Za rok idę na całość 🙂

Jeśli chodzi o sprzęt to Cannondale FSI spisał się rewelacyjnie, doskonale radził sobie na kamienistych zjazdach. Rower jest stworzony do takiej jazdy, a nie należę do „wagi lekkiej” w kolarskim peletonie 🙂

Dobór opon, to również strzał w dziesiątkę, Continental X-King w wersji zwijanej Pure Grip 2.2, okazały się nie do zdarcia. Świetnie spisywały się zwłaszcza podczas 2, dość błotnistego etapu.

Podczas tych 4 etapów, przetestowałem żele ALE, AGISKO, HIGH5 i NUTREND, którego używam, na co dzień podczas maratonów Mazovii. Od teraz moje żele nr 1 to zdecydowanie HIGH5. Super konsystencja, fajny smak, właściwie nie wymagają popijania i naprawdę dają odpowiednią moc, wtedy, kiedy tego potrzebuję…

Sama impreza rewelacja, trasy super, mega fajni ludzie. Jedno jest pewne za rok wracam, jak dla mnie będzie to docelowa impreza 2018 roku.