Zaznacz stronę

Śmierć Scarponi’ego wstrząsnęła całym kolarskim światem, nie tylko z samego faktu, że odszedł wielki człowiek, co z przyczyny jego śmierci. Temat zagrożenia na drodze znany jest każdemu kolarzowi. Nie raz pojawiają się doniesienia o wypadkach śmiertelnych, gdzie kolarz nie miał cienia szans wyjść cało lub chociaż żywo z starcia z 4kołowcem.

Od wczoraj pojawiło się wiele artykułów, postów, które pokazują, jak bardzo także dotknęło to naszych kolarzy. Dlatego postanowiłam też napisać coś od siebie, ale odmiennie, bo ze strony Partnerki kolarza, i dlatego też że śmierć Scarponi’ego wstrząsnęła także Adamem.

Od lat poznaję kolarski świat pasjonatów, którym ni deszcz ni śnieg nie pokrzyżuje treningowych planów. Świat, w którym związek przypomina trochę trójkąt, gdzie na wspólne wakacje zabiera się  JĄ, szosę, bo trasy, podjazdy wręcz krzyczą do kolarza „ Przejedź mnie”. Weekend to czas treningów i startów, gdzie albo czekamy na Adama na trasie, zdzierając gardło, lub czekając w domu na powrót ubłoconego, zmęczonego ale jakże uśmiechniętego człowieka…a czasem wściekłego, że nie poszło zgodnie z planem. Jazda 1200 km na godzinne ściganie na Mistrzostwach Europy? Spoko, obracamy w dwa dni, bo praca, bo dom, nie ma czasu na kilkudniowy wypad- no problem, tak samo zmęczeni, bo w takich samych emocjach, a i bieganie po trasie potrafi wycisnąć z człowieka energię.

Jak wygląda wyjazd na wakacje w góry? Pobudka o 8!!! Śniadanie, kawa, Adam na trening, a my z młodym jeszcze w pieleszach dogorywamy lub na tarasie z kawą i książką korzystam z ciszy, odrobiny chwili tylko dla mnie. Powrót Adama i zbieramy się do jakiegoś zwiedzania, czy po prostu wspólnego spędzania wakacyjnego czasu.

Czy źle mi z tym?

Koleżanki często się dziwią, że mi się chce tak jechać na trasę wyścigu i stać, czasem zamarzając na trasach XC. Robią oczy, ze na wakacje jedziemy z Nią, i zaczynamy dzień rodzinny po treningu. Ale przede wszystkim pytają mnie czy się nie boję. Czy nie boję się, ze nie wróci z treningu, że mu się coś stanie, ze auto go potrąci. TO jest najczęstsze pytanie, zwłaszcza, że w moim otoczeniu wielu Panów jest albo zagorzałymi kolarzami, albo posiadaczami motorów. Tu jest ciągła walka, może walka to za mocne słowo, ale ciągłe starcie Tytanów dwóch grup- kobiet i mężczyzn, gdzie Panowie chcą pojeździć a Panie chcą mieć męża w domu.

Czy się boję?

Pewnie, że się boję, jak pomyślę o tych trasach zjazdowych, osiąganych przez Adama prędkościach i zabezpieczeniu ciała, które ma na sobie… a raczej jego braku, bo laikra to co najwyżej chroni przed wzrokiem przechodniów. Pewnie że się boję, że jakiś kretyn, zajedzie mu  drogę, lub wyskoczy z pazurami , bo będzie chciał go „nauczyć” którą drogą WOLNO mu jeździć. Zresztą wystarczy spojrzeć, jak niektórzy kolarze nawet reagują na bieg maratoński, który zablokuje Warszawę na kilka godzin. Poziom agresji rośnie we wszystkich grupach społecznych. Świadomość, że jest nie zauważalny dla wielu kierowców, bo znam funkcjonowanie mózgu i jego wybiórcze postrzeganie, by minimalizować zużywaną energię, dodatkowo nie ułatwia mi życia z kolarzem.

Kolarz na drodze jest bez szans, i jest personą non grata. Sama nie raz mogłam się o tym przekonać, choć fakt, warkocz blond włosów na rowerze, łagodzi obyczaje.

Wiele moich znajomych, koleżanek stosuje technikę „ nie pozwalam”. Nie mi oceniać stosowane metodologie, i nie jest to temat tego artykułu. Ja wiążąc się z kolarzem, wiedziałam jak to może wyglądać. Ale przede wszystkim związałam się z człowiekiem, który ma pasje. Dlatego wiem, że gdyby Adam przestał jeździć czy to z „zakazu” czy nawet sam z siebie, żeby pokazać mi jak bardzo mu na mnie zależy (tylko czy to jest jedyny dowód miłości?),  czy z jakiego innego powodu to nic by to nie dało. Miałabym w domu człowieka martwego za życia, który by z dnia na dzień tetryczał, usychał.

Pasja, to coś co powinien mieć każdy z nas, bez względu na płeć. Partner to nie kanarek, którego bezpiecznie trzymam w klatce, by na niego patrzeć. To człowiek, którego życie jest tak samo ulotne jak moje, który chce się realizować, udowadniać sobie, ze jest coś wart i coś w życiu zrobić może fajnego, zanim dopadnie nas starość i reumatyzm. Realizując pasję, pokazuje naszemu synowi, że w życiu można coś robić fajnego, że można mieć zainteresowania- czy bronimy naszym dzieciom się realizować? Wręcz je do tego same pchamy. Sama spędzam wiele chwil na realizowaniu siebie i nie wyobrażam sobie, by Adam mi tego zabronił, nawet gdyby miało to być niebezpieczne.  Tylko, że niebezpieczna może okazać się droga do spokojnego, nudnego biura w korporacji, a przecież nikt nikomu nie zabrania pracować, bo może z pracy nie wrócić. Wszystko co robimy, związane jest z pewnym ryzykiem, nawet siedzenie na kanapie, może doprowadzić do śmierci z powodu miażdżycy, cukrzycy, czy zatoru.

Czy mu tego zabronię?

Czy zacznę się awanturować, by nigdzie nie jechał, zwłaszcza teraz, gdy kolejny kolarz zginął? Przede wszystkim, nikt nie dał mi prawa kierowania czyimś życiem, nawet na syna w pewnym momencie przestanę mieć wpływ i moje „zakazy” włożę między książki. Nie będę się awanturować, tylko tym bardziej będę cieszyć się z każdej wspólnej chwili i zadbam o jego spokój psychiczny, by na trening nie szedł zamyślony czy zdenerwowany, co mogłoby uśpić jego czujność, czy być przyczynkiem popełnienia przez Adama błędu na drodze. Nie zamierzam uśmiercać Go za życia.

Obyśmy my, kobiety, nigdy nie musiały przeżywać takiej tragedii jaką przeżywa teraz Partnerka Scarponi’ego, żeby nasze dzieci nie musiały uczestniczyć w pogrzebie swojego rodzica. Jednakże, nie mamy wpływu na wiele sytuacji, dlatego też jak każdego dnia, swojego kolarza będę w drzwiach żegnać słowami:

„Uważaj na siebie”

I wy też uważajcie, bo bezpiecznych miejsc do trenowania, coraz mniej.

Pozdrawiam

Magda